Nowe opowiadanie :) będzie yaoicowe, długie w cholerę i mam nadzieję, że się wam spodoba. ZOSTAWIAĆ KOMENTARZE, BO ODECHCE MI SIĘ PISAĆ. Dziękuję . Zatem indżoj ^^
...
Nigdy nie mógłbym powiedzieć, że jestem nieszczęśliwy. Mam dach nad głową, posiłki trzy razy dziennie, po obiedzie deser. Mam rodziców. Mam rodzeństwo. Nigdy nie brakowało nam pieniędzy. Mieszkaliśmy niedaleko Śródmieścia w Warszawie, między dwoma centrami handlowymi a Parkiem Szczęśliwickim, gdzie często chodziliśmy na spacery. Moja babcia miała duży, zadbany dom kilkanaście numerów dalej, na tej samej ulicy. Uczyłem się dobrze, dostałem się do dobrego liceum, Przede mną była świetlana przyszłość.
Nigdy nie mógłbym powiedzieć, że jestem nieszczęśliwy. Ale bardzo chciałem.
Słyszałem jej kroki. Bose stopy w zetknięciu z drewnianym parkietem dawały bardzo charakterystyczny dźwięk. Gdyby to szedł mój ojciec, co było raczej niemożliwe o tak wczesnej porze, natychmiast bym to wychwycił. On zupełnie inaczej chodził.
Drzwi do mojego pokoju uchyliły się lekko i matka nacisnęła włącznik światła - to był jednoznaczny sygnał, żebym wstawał. Przeciągnąłem się i usiadłem po turecku. Kiedy tak siedziałem, oczywiście z szeroko otwartymi oczyma, do mojego mózgu dopiero dochodził fakt, że jednak się obudziłem. I już nie śpię!
Następnie, z ogromnym niezadowoleniem, zwlekłem się z łóżka i poszedłem do mojej łazienki. Tak, mojej. W naszym uroczym, burżujskim mieszkanku były trzy łazienki - jedna moich rodziców, jedna moich braci i jedna moja! Oczywiście, była przy tym wszystkim także najmniejsza, ale nie szkodzi. Ciasna, ale własna.
Przejrzałem się w okrągłym lustrze i załamałem się. Bida z nędzą, wory pod oczami, włosy stojące na wszystkie strony.
Pod prysznicem skierowałem, jak zwykle, strumień wody najpierw pod nogi, bo na początku zawsze leciała lodowato zimna i żeby się rozgrzała do optymalnej dla mnie temperatury, potrzeba jej było kilka chwil. Kochałem gorące prysznice z rana. Kiedy już była w porządku, mogłem spokojnie zacząć kontemplować świat z pianą we włosach i teraz już z czystym sercem mogłem powiedzieć, że jestem całkiem przytomny.
Po dwudziestu minutach, czysty, pachnący, ubrany i uczesany, pakowałem torbę do szkoły - pierwsza matematyka, potem historia, dwa polskie, biologia i GW. Dzisiaj mieliśmy krócej, bo był apel z okazji Szkolnych wyborów Miss. Wiedziałem, że i tak wygra Agata.
Na zegarku była siódma dwadzieścia, żeby dotrzeć do szkoły potrzebowałem trzydziestu minut. Chyba muszę zrezygnować ze śniadania, pomyślałem, zakładając ramoneskę i wiążąc martensy. Nikt mi nie życzył miłego dnia, gdy wychodziłem.
Na szczęście pętlę autobusową miałem niemal pod domem i właśnie z tej pętli jeździł jedyny autobus, zatrzymujący się tuż pod moją szkołą. Naprawdę byłem cholernym szczęściarzem. O tej godzinie nikt nie jeździł tą linią, nie w tamtą stronę, toteż zawsze miałem cały pojazd tylko dla siebie. Było w nim cicho, ładnie pachniało świeżym powietrzem i mogłem usiąść wszędzie, gdzie tylko chciałem. Zawsze.
Jednak dzisiaj stało się inaczej.
Na miejscu, które zazwyczaj zajmowałem, siedział chłopak mniej więcej w moim wieku, w przepisowym mundurku mojego liceum. Nie znałem go, co, zważywszy na niezwykle małą liczbę uczniów w mojej szkole, mogło znaczyć tylko, iż brunet był nowym uczniem.
Po dłuższym zastanowieniu i patrzeniu na niego, niczym rasowy idiota, zdecydowałem się podejść i zagadać.
- Cześć! Widzę, że chodzisz do liceum X jak ja. Jestem Fryderyk.- Uśmiechnąłem się, mam nadzieję, że przyjaźnie, i podałem mu dłoń. Uścisnął ją niepewnie.
- Tia… Jestem nowy… W tym mieście zresztą też.- Podrapał się po głowie.- Miło mi, nazywam się Krzysiek.
I… nastąpiła niezręczna cisza. Spuściłem wzrok, pogapiłem się na swoje buty, w końcu postanowiłem usiąść naprzeciw niego. W tym samym momencie ruszył autobus.
Do szkoły było co najmniej czternaście przystanków, toteż mogłem spokojnie teraz odrobić lekcje ze znienawidzonego przedmiotu, jakim była matematyka. Rozwiązałem już połowę zadań, jednak nie mogłem się w ogóle skupić, ponieważ cały czas czułem na sobie spojrzenie Krzyśka. Mam coś dziwnego na twarzy, czy coś?
- Zgubiłeś minusa w przykładzie trzecim, musisz je poprawić.- powiedział nagle.
- Nie rozumiem. - Przejechałem wzrokiem po zadaniu.- Obliczenia są prawidłowe.
- Jednak wynik jest błędny, spójrz.- Przesiadł się na miejsce obok mnie i pochylił lekko nad moim zeszytem.- Tu powinien być pierwiastek z minus sześciu.
- Cholera, rzeczywiście.- jęknąłem. Spojrzał na mnie rozbawiony i zaczął poprawiać resztę moich błędów. W odróżnieniu ode mnie, pisał ładne, okrągłe cyferki, kiedy moich gryzmołów nie była czasem w stanie odczytać nawet polonistka.
- No! Teraz powinno być w porządku!- Uśmiechnął się i oddał mi długopis.
- Do której idziesz klasy?- zapytałem się go po chwili. Miałem cichą nadzieję, że będzie razem ze mną…
- Do B. A ty jesteś w…?
- Też. Usiądź ze mną w ławce na matmie, to może wreszcie coś zrozumiem.- Zaśmiałem się i spojrzałem mu w oczy. Miały naprawdę ładny kolor, piwny z subtelnymi, zielonymi plamkami przy źrenicach i ciemnobrązową obwódką.
Nim się obejrzałem, przejechaliśmy przystanek i musieliśmy zawracać na piechotę. Ale nam to wcale nie przeszkadzało. Gadałem z Krzysiem o różnych pierdołach, jak nasze ulubione seriale, czy książki, aż doszliśmy spacerowym krokiem pod budynek licbazy.
- Frycek!- zawołał za mną znajomy głos i podbiegła do nas Agata.- Co z ciebie za chłopak, skoro nie zadzwoniłeś do mnie z rana. I co ja teraz koleżankom powiem?! Zawsze dzwonisz, a dzisiaj nic.- Pocałowała mnie w policzek.
Miała długie, blond włosy, które zawsze łaskotały mnie w twarz, gdy się nade mną pochylała. Agata była dużo wyższa ode mnie, jednak jakoś nigdy nie miałem z tego powodu kompleksów. Trudno nie być przyzwyczajonym, kiedy ma się to cholerne sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu…
- A kim jest twój przystojny kolega? Zdradzasz mnie…?- zaświergotała, zanim zdążyłem ją skutecznie uciszyć.
- Jestem Krzysiek. Właśnie przeniosłem się do tej szkoły.- Uśmiechnął się zawadiacko i puścił jej oczko. Moja dziewczyna rzuciła mu powłóczyste spojrzenie, po czym złapała mnie za rękę i zaciągnęła do klasy. Nie usiadła obok mnie, nigdy nie siadała obok mnie na lekcjach, tylko poszła do swoich psiapsiółek.
Krzysiek wpadł na lekcję pięć minut po nas. Rozejrzał się po klasie, mrugnął do mnie porozumiewawczo i zaczął tłumaczyć się nauczycielce. Ta pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym klaśnięciem w dłonie uciszyła klasę.
- Jak widzicie, mamy nowego ucznia! Nazywa się Krzysztof Maciej Abrahamowicz i będzie od dzisiaj częścią waszej klasy. Ponieważ wiem, że i tak go potem dopadniecie, na tym zakończymy oficjalne powitanie.- uśmiechnęła się, jak na mój gust, zbyt złowieszczo. Zwróciła się do Krzyśka.- Usiądziesz w ostatniej ławce pod oknem, razem z panem Fryderykiem.
Gdy brunet już się zamontował obok mnie, matematyca ogłosiła kartkówkę z poprzedniej lekcji. Jako, iż była rasową świnią, piwnooki też musiał ją napisać na ocenę. "Przecież nikt go nie zwolnił", wredna krowa.
Rozdała kartki z zadaniami i usiadła za biurkiem, szczerząc do nas kły. Doskonale wiedziała, że nie powtarzaliśmy materiału z matmy, ze względu na sprawdzian z biologii. Dałem Krzyśkowi dyskretnie znać, że może ode mnie ściągać, chociaż wiedziałem, że umie to lepiej ode mnie. Udowodnił to w autobusie. Ale wypadało pomóc nowemu, bez względu na jego stan wiedzy, tak nakazywała jedna z wielu niepisanych zasad.
Chłopak pochylił się nad kartkówką, przez co przydługie, czarne włosy zasłaniały mu twarz. Miał koszulę rozpiętą do trzeciego guzika, bordową marynarkę przewiesił przez oparcie krzesła. Oparł głowę o rękę i spokojnie rozwiązywał zadania, nawet się nie namyślając. W pewnym momencie, jakby poczuł, że się na niego gapię, odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się do mnie delikatnie, troszkę zawadiacko. Zarumieniłem się i wróciłem do pisania. Czułem jego wzrok na sobie, ale usilnie starałem się go ignorować. W ogóle nie mogłem się skupić na rozwiązywaniu.
- Panie Krzysztofie, czyżby już pan skończył?- odezwała się ostrym głosem matematyczka.
- Owszem.- odparł spokojnie jak gdyby nigdy nic Krzysiek i obdarzył kobietę drwiącym uśmiechem. Widać było na pierwszy rzut oka, że działają sobie na nerwy, jednak starali się oboje zachować pozory uprzejmości.
Z założenia, kartkówka miała trwać dwadzieścia minut, ale w końcu, ku niezadowoleniu matematycy, przedłużyła się na całą lekcję, przez co nie mogła nas już niczym więcej podręczyć. Kiedy zabrzmiał dzwonek, kazała sobie sobie tylko oddać zeszyty do sprawdzenia, potem opuściła klasę, obrzucając nas nienawistnym spojrzeniem.
- Jak ci poszło?- zapytał mnie Krzysiek, susząc zęby. Mógłby brać udział w reklamie pasty do zębów, taki miał cudowny uśmiech. "O czym ja myślę", zrobiłem mentalnego facepalma.
- W ogóle nie mogłem się skupić, zresztą jak zawsze.- powiedziałem zgodnie z prawdą. Już od gimnazjum moją jedyną aktywnością na tym przedmiocie było rysowanie. Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem osiągnąłem na gimnazjalnych 82% z matematyki, była to chyba jedna z tych niewytłumaczalnych tajemnic wszechświata, których nigdy nie poznamy. Albo byłem pieprzonym geniuszem.
- Miejmy nadzieję, że nie obleje mnie z czystej złośliwości.- Przymknął oczy i położył się na ławce.
- Nieeee.... Matematyca może jest wredna, ale przy tym uczciwa. Już widzę, jak zalewa się żółcią, stawiając ci piątkę.- Oparłem głowę o rękę i patrzyłem rozbawiony na bruneta. Miał ciemniejszą karnację niż ja, ale nie jakoś przesadnie. Były to zapewne pozostałości po wakacyjnej opaleniźnie. Widać było, że miał ładnie wyrzeźbione ciało, eksponował to krótki rękaw i rozpięta koszula. Zamiast przepisowych czarnych spodni, miał na sobie ciemne, wytarte jeansy, troszkę bardziej obcisłe, niż przeciętnie, ale jeszcze nie rurki. Cholera, był całkiem przystojny.
W tym momencie podeszła do nas Agata, kręcąc tyłkiem, żeby wszyscy zauważyli, iż znów skróciła spódniczkę od mundurka. Powszechnie uważano, że była najpięknieszą dziewczyną w naszej szkole, a jeżeli nie w szkole, to przynajmniej w; naszym roczniku. Rzuciła mało przychylne spojrzenie Krzysiowi i usiadła mi na kolanach.
- Nie widziałam cię cały weekend. Stęskniłem się!- zaskomlała niczym skrzywdzone szczęniątko. Zarzuciła mi ręce na szyję i próbowała mnie pocałować, lecz zdążyłem odwrócić twarz. Nadąsała się i zrobiła bardzo obrażoną minę. Zajebiście! Teraz będę musiał ją jakoś ugłaskać...
- Oj nie gniewaj się... przecież wiesz, że jestem tylko twój.- szepnąłem jej na ucho, a ona zadrżała. Omiotłem jej skórę na szyi ciepłym oddechem.
Krzysiek przyglądał się nam z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale nie skomentował. Przez resztę lekcji dzisiejszego dnia nie spuścił ze mnie wzroku i nawet na apelu usiadł tak, by oddzielić mnie od Agaty. Kiedy tylko puścili nas wolno, chwycił mnie za rękę i niemal zaciągną na przystanek autobusowy, wiedząc doskonale, że tylko my jedziemy tą linią do domów i chcąc, nie chcąc, musiałem z nim wracać. Kiedy brutalnie wepchnął mnie do pojazdu, nie wytrzymałem.
- Co ty wyprawiasz?!- krzyknąłem, nie zwracając uwagi na innych, obecnych w autobusie ludzi. Chłopak zachowywał się dziwnie.
- Nie widzisz, jak ona cię wykorzystuje? Klei sie do ciebir tylko po to, by inne dziewczyny jej zazdrościły!- Chwycił mnie za ramiona. Wywróciłem oczami.
- Jakbym nie wiedział. Oboje wykorzystujemy siebie nawzajem i jest w porządku. Dramatyzujesz.- Wyrwałem mu się i złapałem jakąś metalową rurę, żeby się nie przewrócić, kiedy mocniej zatrzęsło. Niestety brunet nie zdążył się niczego przytrzymać i wpadł na mnie, przygważdżając mnie przy tym do szyby. Zaraz się szybko odsunął.
- To niezdrowe. No i nadal nie widzę jaki ty masz w tym interes...
- Wystarczy, że inne dziewczyny trzymają się ode mnie z daleka.- Skłamałem.- Jakoś znoszę migdalenie się z nią, to i tak lepsze niż użeranie się z resztą tej chołoty!
- W związku chodzi o uczucie i zaufanie. W jaki sposób chcesz znaleźć tę właściwą, jeżeli wciąż chodzisz z tą łajzą!
- Kto ci powiedział, że chcę znaleźć dziewczynę do kochania?- syknąłem i nie czekając na odpowiedź, odszedłem na drugi koniec autobusu i usiadłem tyłem do niego. Ledwo się znamy, a on śmie mnie pouczać! Prychnąłem i oparłem głowę o szybę.
Jeszcze tylko pięć przystanków, myślałem. Jakimś szóstym zmysłem czułem jego obecność za moimi plecami, jego wzrok wbijający się we mnie. Z jakiegoś dziwnego powodu zrobiło mi się gorąco.
Trzy przystanki. Kątem oka zauważyłem, że zbiera się, by do mnie podejść. Już prawie był orzy mnie, ale zatrzymał go jakiś nieznajomy chłopak. Shiet! Odwróciłem się i zacząłem się przyglądać zaistniałej sytuacji. Niski szatyn wdzięczył się do bruneta i chichotał co chwila. W końcu Krzysiek przytulił obcego i się z nim pożegnał.
Niby nic szczególnego, pewnie to był jakiś jego stary znajony, jednak trochę mnie to wkurzyło. Jakoś tak bez powodu. Kiedy wreszcie dojechaliśmy na pętlę, wypadłem z autobusu jak najszybciej się dało i pobiegłem do domu.
Otworzyłem wszystkie okna, aby wywietrzyć mieszkanie, tak samo drzwi od tarasu i balkonu. Mieszkaliśmy na pierwszym piętrze w nowym bloku. Miałem tutaj własny, dość spory pokój, urządzony w kolorach czerni, bieli i fioletów. W reszcie domu dominował beż i brązy.
Wszystko tu zawsze było nieskazitelnie czyste, idealne. Wykwintne dania, podane na porcelanowej zastawie, jedzone srebrnymi, misternie rzeźbionymi sztućcami. Ogródek na tarasie, wystrzyżony, podlany, z roślinami ułożonymi zgodnie z zasadami feng-shui. Zdjęcia rodzinne pokrywające całe ściany. Idealny dom, idealne życie.
Trzasnęły drzwi. Wyszedłem ze swojego pokoju, by przywitać się z braćmi, jednak to nie ich spotkałem w przedpokoju, ale mojego ojca. Był on wysokim mężczyzną tuż po czterdziestce, z pokaźnym brzuchem i przerzedzającymi się powoli, czarnymi włosami.
Obdarzył mnie zirytowanym spojrzeniem.
- Źle wyglądasz, idź się przebrać.- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i poszedł do swojej części mieszkania. Od reszty była oddzielona krótkim korytarzem i dźwiękoszczelnymi drzwiami. Założę się, że resztę dnia spędzi w łóżku z notebookiem.
Mój tata nie potrafił wytrzymać ze mną w jednym pomieszczeniu nawet pięciu minut, nazywał mnie "nieużytkiem", "przemądrzałym gówniarzem", "aroganckim skurwielem", groził mi wyrzuceniem z domu, bądź wysłaniem do internatu. Wkurzam go całym swoim jestestwem, każdym gestem, zachowaniem, słowem. Czasem nawet mnie bije, jak mu odpyskuję. Nie wiem, co mam zrobić, by go wreszcie zadowolić. To znaczy wiem, ale wiązałoby się to z całkowitą zmianą osobowości, charakteru i wyglądu. Musiałbym przestać być mną. A to nie o to w tym chodzi.
Położyłem się na łóżku i zacząłem czytać jakieś internetowe opowiadanie, znalezione gdzieś w jakimś spisie. Te opowiadania były moją małą tajemnicą, tak samo jak powód, dla którego chodzę z Agatą. Nie było tu może jakiejś wspaniałej intrygi, po prostu wolałbym, żeby nikt nie wiedział. Opowiadanie nosiło tytuł "Pierre i Raimundo". Myślę, że to mówi samo za siebie. Nie wiem, czy fakt czytania tego typu mang i opowiadań czynił mnie yaoistą, ale na pewno poddawał w wątpliwość moją orientację seksualną.
Gdyby się ojciec dowiedział, byłbym już martwy. Dobrze, że nigdy się nie dowie, pomyślałem z uśmiechem, czytając o pierwszej randce Pierre'a z Raiem.
Ładnie, ładnie, ładnie.
OdpowiedzUsuńDopatrzyłam się jednego, dość istotnego błędu logicznego: Nie można wyciągnąć pierwiastka z liczby ujemnej. (bo żadna liczba podniesiona do kwadratu nie daje liczby ujemnej). No, chyba, że w zadaniu był pierwiastek stopnia nieparzystego, ale czytelnikowi i tak nasuwa się od razu pierwiastek kwadratowy i błąd trochę daje po oczach...
Tak, czy inaczej, zapowiada się ładnie. Czytać będę (jeśli nadal będzie tak ładnie).
Pytanie z mojej strony: bawisz się troszkę w pbf'y, prawda? Pewnie, że się bawisz, przede mną tego nie ukryjesz :D Zerknij w wolnej chwilce na stayaway.forumpolish.com myślę, że to forum mogłoby Ci przypaść do gustu ;)
pozdrawiam